"Opozycyjna prasa i opozycja znajdują się w całkowicie bezproduktywnej i toksycznej relacji – co zresztą niedawno w świetnym tekście na łamach „Dziennika Gazety Prawnej" przypomniał Andrzej Krajewski. To związek dilera i narkomanki, alkoholika i sklepowej w całodobowym monopolu. Trzyma go bardziej odurzająca substancja, niż cokolwiek innego.
Pierwsi piszą drugim, co ci chcą słyszeć – „Kaczyński już na kolanach", „Rząd PiS się wali", „Kobiety ratują polską demokrację", "Unia da im popalić!" „Joe Biden leci z rakietą na Żoliborz". Drudzy robią to, co myślą, że spodoba się pierwszym – śpiewają piosenki dla Rzeplińskiego pod Trybunałem, obiecują wtrącić Kaczora do więzienia, wcielają się na przemian w ulicznych rewolucjonistów, kontrolerów NIK-u, samozwańczych prokuratorów albo dla odmiany robią za influencerów z kanapy. Jednego dnia zajmują się wymyślaniem programów, by drugiego je porzucić. Bo akurat publicyści w tej czy innej gazecie zmienili zainteresowania: i nie chcą już reformy 500+, tylko hosteli interwencyjnych dla osób LGBT+ albo nie chcą już psychiatrii dziecęcej, tylko zniesienia zakazu handlu w niedzielę.
I tak biegają politycy opozycji od ściany do ściany, żeby dostać swoją „działkę". A może dziś coś miłego o mnie napiszą? – myśli sobie jeden albo drugi. I codziennie gra inną melodyjkę, by dostroić się do chóru gęgaczy.
Niezwykle symptomatyczne jest też to, że dyskusje komentatorów w takim TOK-fm zamieniły się na przykład w seanse strategów, gdzie dziennikarze i dziennikarki – choć z wyjątkami, oczywiście – siedzą i móżdzą, co taki Budka, Czarzasty, Kosiniak albo Lubnauer ma zrobić. I potem część z polityków, co najzabawniejsze, powtarza te same pomysły. To postawienie na głowie dość elementarnego i prostego w swoich założeniach mechanizmu, że politycy robią, a strategie wymyślają im profesjonaliści, zaś badania robią spece od badań, a na końcu tego łańcucha jesteśmy my, dziennikarze i publicyści – najgłębiej w dupie platońśkiej – żeby to oceniać.
Próby odwrócenia tego porządku kończą się tak, jak na załączonym obrazku. Nic dziwnego, że potem liderzy opozycji – zaczytani w prasie, która mówi im nie jak jest, tylko jakby chciała, żeby było – nie wiedzą, czemu przegrywają. „Przecież jesteśmy świetni" – przeczytaliśmy o tym dziś rano w „Wyborczej"."