Decyzją sądu dyscyplinarnego przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Łodzi, 
adwokat Paweł Kozanecki został 
zawieszony
 
w czynnościach zawodowych na 
16 miesięcy
. Mężczyzna był sprawcą głośnego wypadku, w którym 
zginęły dwie kobiety
 jadące, według mecenasa, 
"trumną na kółkach". 
Do wypadku doszło we wrześniu ubiegłego roku. Z ustaleń policji wynikało, że "prawdopodobną przyczyną tragedii był manewr 41-letniego kierującego osobowym mercedesem, który z nieznanych przyczyn przekroczył oś jezdni, 
zjechał na przeciwny pas ruchu i doprowadził do czołowego zderzenia z audi
". Mężczyzna wracał wtedy z wesela influencerki Martyny Kaczmarek.
Warto nadmienić, że biegli wykryli u adwokata 
śladowe ilości kokainy
. Jednak w ich ocenie nie miało to wpływu na zdolności psychomotoryczne kierowcy.
Adwokat uważa, że
 "orzeczenie jest kuriozalne"
:
- Pragnę zaznaczyć, że jest ono nieprawomocne i po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia z pewnością się od niego odwołam. Podkreślenia wymaga również fakt, że wciąż jestem czynnym adwokatem i mogę wykonywać zawód - skomentował Kozanecki.
Mężczyzna zdecydował się na rozmowę z dziennikarzami programu 
Interwencja
. Adwokat tłumaczył, że nie wiedział, że 
jego słowa o trumnach na kółkach będą tak źle odebrane
. Chciał, żeby były apelem:
- Powiedziałem: to była konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach i między innymi dlatego te panie nie żyją. Między innymi. Mnie chodziło tylko i wyłącznie o skutek. Ja nie powiedziałem, że drogie samochody, nic takiego nie powiedziałem. Ja powiedziałem, żeby nie jeździli wrakami - tłumaczył adwokat.
- To zostało odebrane tak, że wielki mecenas z Łodzi, bogaty człowiek, mercedesem jedzie i później nagrywa takie oświadczenie: słuchajcie, jak was nie stać na takie samochody, jak mój, to lepiej w ogóle nie jeździcie - odpowiedział mu dziennikarz.
- Powiem szczerze ani nie miałem tego na myśli, ani nie śniło mi się nawet, że ktoś to tak odbierze. 
Gdybym wiedział, że to tak zostanie odczytane... Żałuję, że to nagrałem
 - stwierdził prawnik.
Choć śledczy ustalili, że Kozanecki miał śladowe ilości kokainy we krwi, to 
mężczyzna twierdzi, że nie zażywał narkotyku
:
- Brał pan kokainę? - pytał dziennikarz.
- Nie, nie brałem kokainy - odpowiedział mu adwokat.
No bo we krwi odnaleziono - dopytywał prowadzący program.
- Tak, metabolit, w śladowych ilościach - odpowiedział.
- Badania wykazało, że właściwie musiał pan spożywać kokainę. Nie pamięta pan tego, żeby pan spożywał? - dopytywał
- Nie to, że nie pamiętam. Ja pamiętam, że nie spożywałem. Ponieważ 
ja świadomie kokainy nie spożywałem nigdy 
- stwierdził adwokat.
Adwokat uważa, że być może ktoś miał w swojej szklance na weselu narkotyk, a on pomylił szklanki i napił się z niej:
- 
Być może ktoś dosypał sobie akurat kokainy do napoju
, my się bawiliśmy w gronie około 10 osób takich młodszych. Spożywaliśmy alkohol w postaci wódki w kieliszkach, każdy miał sobie napój, żeby popić. Nie siedziałem przez cały czas przy tym stoliku i nie kontrolowałem, co się dzieje z moją szklanką,
 czy przypadkiem te szklanki się nie zamieniły 
- mówi Paweł Kozanecki.
Adwokat Karol Rogalski, oskarżyciel posiłkowy w sprawie twierdzi, że służby
 bardzo pobłażliwie podeszły do tematu
 i bardzo późno przeprowadziły badanie toksykologiczne u adwokata:
- 
Trzy godziny to długi czas przy tej substancji psychoaktywnej.
 Rozpad kokainy jest bardzo szybki w organizmie. Te 3 godziny mogły w cudzysłowie uratować sytuację prawną pana mecenasa - mówi.
W programie zwrócono także uwagę, że wobec mecenasa, który jest oskarżony o spowodowanie wypadku, zastosowano 
niecodzienne środki zapobiegawcze
. Wydano 
nakaz powstrzymywania się od prowadzenia pojazdów
 kategorii B w ruchu lądowym:
- Kierowca nie został pozbawiony dokumentu, który uprawnia go do kierowania. Dziwne stanowisko - uważa Wojciech Pasieczny, były szef Wydziału Ruchu Drogowego stołecznej policji.
Pasieczny zaznacza, że w swojej karierze policjanta "drogówki" i biegłego sądowego nigdy nie spotkał się z wydaniem nakazu powstrzymywania się od kierowania pojazdem:
- Zazwyczaj praktykowane było, że policjanci na miejscu wypadku, którego skutki są rażące, zatrzymywali prawo jazdy osobie, która może być podejrzana o spowodowanie tego wypadku, czy była już podejrzewana - podkreślił.