
fot. East News
Profesor Piotr Szukalski
, demograf w Katedrze Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Łódzkiego alarmuje na łamach
Gazety Wyborczej
, że
w 2024 roku w Polsce urodziło się 251,8 tysięcy dzieci
. Jest to liczba
najmniejsza nie tylko od II wojny światowej
, ale i od 200 lat na całych obecnych ziemiach polskich.
- W międzywojennej Polsce regularnie co roku rodziło się powyżej miliona dzieci, choć oczywiście jedna szósta z nich niestety umierała w pierwszym roku życia. A dziś, gdy ktoś ma dwójkę dzieci, to już jest to nowa wielodzietność. Kiedyś wielodzietnymi byli rodzice, którzy mieli piątkę dzieci - przypomina naukowiec.
Dziennik podaje, że
w ciągu ostatnich pięciu lat liczba urodzeń w Sopocie spadła o ponad połowę
. Okazuje się, że nie tylko Sopot ma ogromne problemy. Na liście miast, gdzie nowo narodzonych dzieci było mniej o ok. 40-50 proc. znalazła się też m.in. Ruda Śląska, Tarnobrzeg, Włocławek, Mysłowice, Tychy oraz Bytom i Sosnowiec.
Zaskakująco
dobrym wynikiem urodzeń wśród tzw. miast prezydenckich może pochwalić się Rzeszów.
Może się on pochwalić zatem najmniejszym spadkiem urodzeń w ostatnich pięciu latach w tej grupie. W 2024 roku urodziło się aż 85,7 proc. liczby dzieci z 2019 roku.
Naukowiec uważa, że ten dobry wynik Rzeszów zawdzięcza temu, że jest jednym z atrakcyjniejszych miejsc tego regionu:
- Jest atrakcyjnym miejscem dla dużej części regionu, przyciąga młodych, a ci mają dzieci. Lublinowi podobna sztuka się nie udała, ponieważ jest za blisko Warszawy, nieco lepiej radzi sobie z tym Olsztyn - mówi.
Z kolei słaby wynik Sopotu wiąże z wypoczynkowym charakterem tego miasta:
- W efekcie są tu wysokie ceny nieruchomości. Mieszkańcy wyjeżdżają, sprzedają domy. A jeśli ktoś tu kupuje mieszkanie, to zwykle jako drugie, lub jako inwestycyjne. Dzieci rodzą się zatem w innych miejscowościach, często pobliskich. Zresztą Sopot ma też jeden z najwyższych odsetków osób w wieku powyżej 80. roku życia - mówi.
Demograf wskazał także na kilka powodów spadającej liczby urodzeń dzieci. Jako pierwszą przyczynę wskazał to, że
młode kobiety przenoszą się z małych miejscowości i wsi do miast, przez co
jest ich tam więcej niż mężczyzn. Jako kolejną przyczynę takiej sytuacji wskazał odkładanie przez młodych decyzji o dziecku:
- W miastach na 100 mężczyzn przypada niekiedy 115 kobiet. Siłą rzeczy część z nich nie znajdzie życiowego partnera, z którym może wychować dziecko, zapewne niewiele kobiet myśli o samotnym macierzyństwie. Po drugie, młodzi
odraczają decyzję o posiadaniu dziecka.
Myślą, że mają czas, ale potem się okazuje, że jednak nie i dziecka z przyczyn zdrowotnych mieć nie mogą. Jest też bardzo duża liczba osób, dla których posiadanie potomstwa nie jest miarą życiowego sukcesu, dowodu na pozycję materialną i stabilność. Młodzi ludzie nie chcą też mieć dzieci za sprawą świadomego wyboru, który wynika z ich poglądów. Odwołują się np. do kwestii związanych z katastrofą klimatyczną. No i na koniec jest jeszcze kwestia mieszkań. Jeśli kogoś stać tylko na małe mieszkanie, to na jedno dziecko pewnie się może zdecydować. Ale na kolejne? Raczej już nie - mówił prof. Piotr Szukalski.
Naukowiec w rozmowie z
Wyborczą
zwrócił uwagę, że jeszcze kilka lat temu panowało powszechne przekonanie, że liczbę urodzeń dzieci można zwiększyć przez poziom usług dostępnych dla nich. Okazało się jednak, że to nie poprawiło sytuacji.
W ocenie naukowca tylko dostępność mieszkań może wpłynąć na decyzję młodych odnośnie posiadania dzieci
:
- Tylko że tego typu placówki i usługi dla rodziców są już powszechnie dostępne. Nie ma z tym problemu w miastach, przedszkola wręcz biją się o dzieci - mówi.
- To dostęp do mieszkań. To należy zmienić, ludzie, którzy chcą mieć dzieci, muszą mieć do tego warunki. Być może samorządy mogłyby lepiej wykorzystać swoje zasoby komunalne, by wspierać takie osoby, ale obawiam się, że to nie wystarczy - dodaje.
Badacz zwraca uwagę, że w że w tzw. obwarzankach metropolii rodzi się więcej dzieci niż w wielkich miastach:
- To zrozumiałe, zwłaszcza gdy rodzice decydują się drugie dziecko. W tej samej cenie w gminie leżącej blisko Warszawy czy Krakowa są w stanie kupić większe lokum - mieszkanie lub dom, niż w metropolii. Mają tam zupełnie inne warunki mieszkaniowe, przestrzeń dla dzieci, kawałek ogródka. Dla osób, które myślą o dzieciach to zupełnie inne realia - mówi
Wyborczej
prof. Szukalski.