Na początku ubiegłego tygodnia w Gałowie,
 bocian 
uderzył w sieć energetyczną i spadł na ziemię.
 Mieszkańcy natychmiast powiadomili straż pożarną, jednak kiedy ta przyjechała na miejsce by pomóc ptakowi, ten uciekł. Przez kilka dni bocian 
błąkał się po okolicy. 
W czwartek pojawił się na polu przy drodze wiodącej do Przyborowa.
Część mieszkańców
 postanowiła odstraszyć ptaka i zaczęła rzucać w niego kamieniami.
 Wystraszony bocian wyszedł na jezdnię. Ludzie, którzy zauważyli ptaka nagrywali zdarzenie telefonami przy okazji dalej obrzucając go kamieniami i urządzając sobie z tego żarty. 
Sytuację zauważyła 
Hanna Krupecka przejeżdżająca samochodem wraz z 10-letnią córką Magdą i 11-letnim synem Jackiem
. Kobieta 
poprosiła, żeby dzieci zostały na miejscu
, a sama poszła do domu aby 
powiadomić o całej sytuacji Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami we Wronkach. 
-
 Pani weterynarz poprosiła, abyśmy zrobili bocianowi zdjęcia, obserwując, jak się zachowuje
 - czy jest w stanie samodzielnie się poruszać, czy próbuje latać. Zasugerowała też, abyśmy spróbowali przenieść bociana w jakieś bezpieczne, ogrodzone miejsce. Przestrzegła jednak, że należy uważać na dziób, bo jeśli się wystraszy, może zacząć nim ruszać i od razu skieruje go w stronę oczu człowieka - relacjonuje lokalnym mediom Hanna.
Okazuje się jednak, że 
10-letnia Magda nie czekała na pomoc dorosłych i sama postanowiła uratować ptaka.
 Dziewczynka zadzwoniła do matki i powiedziała, że
 niesie go na rękach:
- Sądziłam, że to żart, bo przecież w jaki sposób 10-letnia dziewczynka mogła złapać dzikiego ptaka? A jednak była to prawda. Natychmiast wybiegłam z domu. Przypominając sobie wskazówki i przestrogę pani weterynarz, byłam cała w nerwach – bałam się o córkę. 
Gdy ją zobaczyłam, to było coś nieprawdopodobnego! Niosła bociana na rękach, jakby był szczeniakiem
 - opowiada mama dziewczynki.
- 
Czy się bałam? Niespecjalnie. Widziałam, że jest słaby, że coś go boli
 i poczułam, że po prostu muszę mu pomóc. Wtedy strach odchodzi gdzieś na bok - przyznaje dziewczynka.
 Gdy zaczynał ruszać mi się na rękach, szłam bardzo powoli, by nie odczuwał bólu
. Tak jest przecież też z ludźmi - gdy ktoś złamię nogę, to należy bardzo powoli i spokojnie przenieść go w bezpieczne miejsce, aby noga nie bolała go jeszcze bardziej - tłumaczyła Magda.
Chwilowym schronieniem dla rannego ptaka miał być ogród. Mieszkańcy zapewnili zwierzęciu wodę i pożywienie.
 9 sierpnia zwierzę odebrali z Gałowa pracownicy Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt w Kleszczynie,
 których o sprawie poinformował wroniecki oddział TOZ. Ptak miał złamane skrzydło.
Dziewczynka powiedziała, że zaprzyjaźniła się ze zwierzęciem. 
Nadała mu nawet imię Stefan:
- Nasz bociek został Stefanem. 
Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą.
 Na drugi dzień wstałam rano, zjadłam śniadanie, szybko się ubrałam i od razu pojechałam rowerem do Stefana. Najpierw dałam mu się obwąchać, by się mnie nie bał. To młody bocian, więc był bardziej ufny. Sprawdziłam, czy wypił wodę i coś zjadł. Potem sam do mnie podchodził, przystawiał dziób do mojej buzi, jakby chciał się bawić. 
Dał się nawet przytulić i chyba poczuł, że jest bezpieczny
 - opowiada dziewczynka.
-
 Podziwiam córkę za to, co zrobiła
, a przede wszystkim za jej odwagę. Ja byłam tylko w stanie powiadomić służby weterynaryjne. Wiem, że z obawy o to, jak może się zachować dziki ptak, nigdy nie wzięłabym bociana na ręce - powiedziała mama dziewczynki.
 - Spoglądając na zdjęcia Madzi, widzę teraz, że zwierzęta towarzyszyły jej od najmłodszych lat. 
Mówi zresztą, że chciałaby zostać weterynarzem, a my zastanawiamy się, jakie zwierzę przyniesie jeszcze do domu.