NBP nie chce podać zarobków rusycystki. "Może być w grupie lepiej zarabiających"

Dziś o 10 odbyła się

w Narodowym Banku Polskim dotycząca

. To efekt medialnych doniesień w sprawie

. Jedna z nich, pełniąca funkcję dyrektora Departamentu Komunikacji i Promocji NBP, według doniesień Wyborczej, ma zarabiać

.

Później pojawiły się informacje, że kwota ta może być dużo wyższa i wynosić nawet 80 tysięcy zł miesięcznie.

Na konferencji zwołanej przez Glapińskiego

. Nie było też żadnej z jego "faworytek". Sprawę wyjaśniały zastępca dyrektora w Departamencie Kadr w NBP

i

, dyrektor Departamentu Prawnego.

Podczas spotkania z dziennikarzami nie padły żadne konkretne odpowiedzi.

.

- Mogę powiedzieć, powtórzyć, nie zarabia rewelacyjnych 65 tys. zł. Tego typu zarobki występują, ale na stanowiskach prezesów. Jest hierarchia.

- wyjaśniła.

Jak twierdzi,

brutto w banku na stanowisku dyrektora w 2018 roku wyniosło

.

- Wynagrodzeń w NBP

- tłumaczyła. Podkreśliła też, że zarobki pracowników NBP nie są finansowane z budżetu państwa. Dodała też, że w NBP nie ma "asystentek prezesa". Są za to "asystenci" - to stanowisko, które przypada "świeżakom" w NBP. 

Wczoraj podczas konferencji prasowej prezydent

powiedział, że zazdrości Wojciechowskiej zarobków, ale

, poprzedniego szefa banku centralnego. Jak ustalili jednak dziennikarze Polsatu, dyrektor komunikacji w kadencji Belki zarabiał

.

Sam Belka w rozmowie z TVN24 przyznał, że

.