11 listopada
 nie tylko ulicami Warszawy, ale także
 Wrocławia przeszedł Marsz Niepodległości. 
Magistrat miał dwukrotnie ostrzegać uczestników zgromadzenia 
w związku z użyciem materiałów pirotechnicznych i antysemickich haseł 
głoszonych przez narodowców.
Ostatecznie
 magistrat rozwiązał zgromadzenie po 25 minutach
 od jego rozpoczęcia. W związku z agresywnym zachowaniem
 14 osób usłyszało zarzuty. 
Wśród nich 
znaleźli się rodzice czteroletniego chłopca
. 
Ojciec chłopca przyszedł z nim na marsz. 
Mężczyzny nie wystraszyły latające race, ani gaz czy zagrożenie użycia polewaczek.
Po rozwiązaniu marszu
 ojciec trzymał czterolatka na ramionach i próbował przedrzeć się z nim przez policyjny kordon. 
Mężczyzna krzyczał, że chce dalej maszerować, a kiedy funkcjonariusze próbowali go zatrzymać, wykrzykiwał: "Policja mnie bije!" i "O to walczyli Polacy, żeby mnie bić!".
Jak relacjonuje 
Wyborcza
, dziecko
 w trakcie przepychanek zaczęło głośno płakać
 i było używane przez ojca jako 
"żywa tarcza".
Wyborcza
 nagranie, na którym widać mężczyznę z czteroletnim chłopcem na ramionach, przesłała do rzecznika prasowego wrocławskiej policji.
Rodzice usłyszeli już zarzuty:
-
 Rodzice odpowiedzą teraz za czynny udział w zbiegowisku
 pomimo wiedzy, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osoby i mienie. Mężczyzna odpowie dodatkowo za 
narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu będącego pod jego opieką 4-letniego synka 
- informuje asp. szt. Łukasz Dutkowiak z wrocławskiej policji.
Sprawą zajmuje się też sąd rodzinny.