W poniedziałek pisaliśmy
nabożeństwach, które od
25 października odbywają się 24 godziny na dobę
w jednym z niewielkich protestanckich kościołów w
Hadze
. Wszystko po to, by
uchronić rodzinę ormiańskich uchodźców przed deportacją
.
Sasun i Anousche Tamrazyan
i ich troje dzieci,
Hayarpi, Warduhi i Seyran
, uciekli z Armenii i szukali azylu w Holandii po tym, jak działalność polityczna Sasun spowodowała, że w kraju zaczęto grozić im śmiercią.
Mieszkają w Holandii od 9 lat. Teraz otrzymali nakaz deportacji.
Na fanpage'u
donald.pl
odezwał się do nas jeden z wielebnych, którzy prowadzą całodobowe nabożeństwa,
Jarek Kubacki.
Opowiedział, jak wygląda akcja,
jak długo jeszcze potrwa i jak wygląda życie rodziny Tamrazyan.
Donald.pl:
Jakie prognozy, jak długo może jeszcze potrwać akcja?
Jarek Kubacki: Akcja będzie trwała dopóty, dopóki jest realna szansa na to, że rodzinę wybroni się przed deportacja.
Cały czas trwa 'cicha dyplomacja' - prowadzone są rozmowy z władzami. Wszystko zależy od decyzji, jaką może podjąć minister zajmujący się tą sprawą.
Jednak akcja ma jeszcze dodatkowy cel - zwrócić uwagę na problem, który wynika ze zbyt długiego trwania procedur.
Ciągną się one przez długie lata
. W tym czasie dorastają i rodzą się dzieci, dla których Holandia jest jedynym krajem, który znają. Dążymy do tego, aby wszystkie te dzieci objęła 'amnestia' (nazywana tu 'kinderpardon'), a jednocześnie, by zapobiegać ich przybywaniu przez usprawnienie procedur.
Donald.pl:
Jaki jest odbiór społeczny akcji lokalnie?
Jarek Kubacki:
Nie jestem mieszkańcem Hagi, lecz dojeżdżam na nabożeństwo z innego miasta, wiec mam niewielka styczność z tamtejszą społecznością lokalną.
Mogę jednak powiedzieć, że w kościele ustawicznie są ludzie (mimo, ze jest on właściwie zamknięty i wejście do środka nie jest łatwe), poza tym dostarczana jest żywność i rzeczy potrzebne do nabożeństwa (jak np. świece itp.) - wszystko to zapewnia właśnie lokalna ludność.
Gdy pojawiłem się w okolicach Bethelkerk po raz pierwszy i mój GPS odmówił współpracy, natychmiast życzliwie pokazano mi drogę.
Donald.pl: Jak wygląda życie tej rodziny?
Jak mieszka się w świątyni, w której cały czas trwa nabożeństwo?
Jarek Kubacki:
Tak jak pisałem poniżej - Bethelkerk to nie tylko kościół, ale centrum parafialne.
Rodzina nie mieszka oczywiście w sali, w której są odprawiane nabożeństwa. Tamrazjanowie maja własna, prywatna przestrzeń, korzystają z kuchni i węzła sanitarnego.
W nabożeństwie biorą udział tylko wtedy, gdy chcą. 2 tygodnie temu, gdy skończyłem akurat swoje dwugodzinne nabożeństwo i przekazałem 'pałeczkę' koledze, zaprosili mnie na kolacje. Przy tej okazji sporo rozmawialiśmy.
W tej chwili przeważa ulga i poczucie bezpieczeństwa, ale oczywiście warunki są skromne, doskwiera niemożność wychodzenia na zewnątrz.
No i niepewność. Najstarsza córka, Hajarpi, pięknie potrafi ująć te wszystkie uczucia w formie poezji, którą publikuje na swojej stronie internetowej.
Donald.pl:
Ilu kapłanów musi się zmieniać, żeby prowadzić nabożeństwa 24h?
Jarek Kubacki:
W tej chwili jest nas ponad 300 osób
: z całego kraju, z rożnych wspólnot kościelnych. Do tego dochodzą wspomagający nas muzycy, chóry i 'zwykli' obywatele.
Donald.pl:
Jak na to reaguje policja?
Przyjeżdżają od czasu do czasu sprawdzić?
Jarek Kubacki:
Policja jest (dyskretnie) obecna
.
Musimy się bardzo pilnować, by nie przerwać nawet na moment nabożeństwa.
Ostatnio planowałem wzięcie udziału w roli słuchacza, ale znajomi, którzy mieli prowadzić nabożeństwo, również mieli problem z GPS. Natychmiast musiałem ich zastąpić, aby nie było przerwy, która umożliwiałaby interwencje. Po 15 minutach znaleźli kościół i przejęli prowadzenie ode mnie.