
fot. East News / X @waldemar_buda
Politycy PiS krytycznie komentują w mediach społecznościowych propozycję Ministerstwa Zdrowia dotyczących
"awaryjnych" porodów na SOR
. Były minister, a obecnie europoseł
Waldemar Buda
nazwał nawet ten pomysł "piekłem kobiet".
- Ręce opadają. Wiecie, co oni teraz wymyślili? Będą likwidowali częściowo porodówki, a kobiety w zamian będą mogły rodzić na SOR-ach, razem z ofiarami wypadków, osobami pod wpływem alkoholu, trudnymi przypadkami.
Czy to nie jest piekło kobiet?
- pyta były minister rozwoju w nagraniu na platformie X.
"Jak kobieta jedzie usunąć ciążę ze zdrowym dzieckiem to szpital, jak urodzić to SOR. Model docelowy obrońców kobiet" - napisał w poście.
Wątek porodów na SOR-ach pojawił się też dziś podczas
konferencji posła Marcina Horały
o zapaści w systemie ochrony zdrowia.
PiS krytykuje
projekt rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia
, który od koniec października trafił do konsultacji publicznych. Resort chce umożliwić
porody w szpitalach mających SOR lub izbę przyjęć,
a znajdujących się
ponad 25 km od najbliższej porodówki
. Jak wyjaśniano w projekcie, ma być to "odpowiedź na zamykanie oddziałów położniczych, co jest efektem malejącej liczby porodów oraz problemu z zapewnieniem opieki lekarskiej".
Resort zdrowia tłumaczy, że chodzi o zapewnienie "ewentualnego porodu", gdyby z jakichś przyczyn rodząca nie mogła dotrzeć na porodówkę. Na SOR-ach czy izbach przyjęć miałyby powstać specjalne
punkty porodowe
, na których dyżurowałaby
położna
, szpital musiałby też w razie sytuacji kryzysowej zapewnić rodzącej lub dziecku transport do innego szpitala.
Projekt jest szeroko komentowany, również przez lekarzy, a część z nich podkreśla, że nic nie zastąpi prawdziwej, dobrze wyposażonej sali porodowej. Eksperci przyznają jednak, że
przy obecnej liczbie porodów, trudno utrzymać wszystkie porodówki.
- Założenia są takie, by pozostawić oddziały porodowe, w których przede wszystkim pacjentki mają opiekę na odpowiednim poziomie.
Liczba porodów w ciągu siedmiu lat spadła o połowę. To katastrofalna zapaść.
W zamyśle ten projekt jest tak przewidziany, żeby pozostawić oddziały, które zapewniają tę opiekę i tak je rozłożyć na mapie Polski, żeby
dojazd do sali porodowej zajmował maksymalnie 60-80 minut.
Plan jest taki, żeby utworzyć kilkanaście miejsc w Polsce, gdzie będą dyżurować w czasie 24 godzin położne, które będą mogły udzielić pomocy pacjentce, która jest w ciąży - mówił jakiś czas temu w rozmowie z TVN24 dr Artur Drobniak, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.
- Chodzi o to, że gdyby była sytuacja skrajnego zagrożenia życia dziecka, ale te sytuacje się dzieją również dzisiaj przy obecnej siatce porodówek, można było jak najszybciej tę pacjentkę przetransportować do ośrodka wyższego stopnia referencyjności - wyjaśniał.