Logo
  • DONALD
  • TORUŃ: DYREKTOR SZKOŁY ZAWIESIŁ POLONISTKĘ, BO NA LEKCJI PORUSZYŁA TEMAT PROBLEMÓW DORASTANIA I DEPRESJI

Toruń: dyrektor szkoły zawiesił polonistkę, bo na lekcji poruszyła temat problemów dorastania i depresji

13.09.2021, 15:55
Gazeta Pomorska
opisuje konflikt, który wystąpił w jednej z
toruńskich szkół
pomiędzy dyrektorem a jedną z pracujących tam nauczycielek. Pani Dorota,
nauczycielka języka polskiego z 26-letnim
stażem aktywnie działa w szkole. W styczniu ubiegłego roku została oskarżona przez dyrektora o zawiązanie spisku przeciwko niemu, ponieważ była przeciwko podziałowi na grupy z języka polskiego i matematyki. Dyrektor zaproponował wówczas, by stworzyć grupy: najlepszą, średnią i najgorszą. Pani Dorota była przeciwna temu pomysłowi:
- Dyrektor zaczął snuć teorie spiskowe, że są wśród nas nauczyciele, którzy chcą się go pozbyć. Zawsze, gdy ma jakiś problem, szuka winnego. Wymyślił, że stoję na czele grupy spiskowej, która nie szanuje jego pomysłów. Oskarżył mnie o to, że kazałam napisać dzieciom wypracowanie, gdzie zakwestionowałyby podział na grupy. Tymczasem ja poprosiłam dzieci jedynie o to, aby napisały, co możemy zrobić na lekcjach, aby nam się lepiej pracowało.
Groził mi naganą z wpisem do akt, obrażał i krzyczał, że jestem niemoralna i nigdy nie powinnam być nauczycielką
- mówi
Gazecie Pomorskiej
nauczycielka.
Z czasem konflikt się zaostrzył. Pani Dorota w czerwcu ubiegłego roku została reprezentantką związku zawodowego w szkole. To nie spodobało się dyrektorowi, który stwierdził, że związek jest nielegalny i działa na szkodę dzieci.
Dyrektor miał urządzać tyrady na Radach Pedagogicznych. Nieoczekiwanie zwolnił też trzech nauczycieli.  Wielu z nich zbuntowało się i napisało list do prezydenta miasta z prośbą o przyjrzenie się sprawie.
Dyrektor szukał także pretekstu, by zwolnić, bądź zawiesić polonistkę. Okazało się, że znalazł sposób. Dyrektor stwierdził, że
nauczycielka języka polskiego przekroczyła swoje uprawnienia
, ponieważ kazała napisać dzieciom reportaż na temat związany z problemami dorastania.
- Zawiesił mnie w czerwcu za cykl lekcji, które przeprowadziłam w marcu, oparty na tekście z podręcznika i związany z problemami dorastania. Poruszaliśmy wiele zagadnień, m.in.: problemy z samoakceptacją, bulimię, anoreksję. Przy okazji mieliśmy też przećwiczyć tekst publicystyczny, reportaż. Najczęściej pojawiającym się problemem w odpowiedziach dzieci była depresja. To był marzec, początek pandemii.
Cała Polska żyła wtedy tym, że ośmiolatek popełnił samobójstwo. A później okazało się, że podczas zdalnej edukacji 106 dzieci w Polsce odebrało sobie życie
. Dzieci o takich sprawach chcą rozmawiać, bo są to problemy, które dostrzegają wokół siebie. Powinny przy okazji dowiedzieć się, czym się objawia depresja oraz gdzie szukać pomocy, gdy zauważą taki problem u kolegów. To podstawowe zadania polonisty: otwierać młodym ludziom oczy na niełatwe sprawy, uczyć zrozumienia i empatii - uważa pani Dorota.
Dyrektor stwierdził, że zadanie domowe
przyczyniło się do tego, że dwie uczennice zachorowały na z depresję i samookaleczyły się
. Według dyrektora nauczycielka nie powinna poruszać tego temu na lekcjach, ponieważ nie jest psychologiem.
- Kilka dni przed zawieszeniem, podczas mediacji, dyrektor twierdził, że jedynym sposobem na rozwiązanie sporu jest rozwiązanie umowy o pracę z moją żoną, za porozumieniem stron. Dyrektor powiedział też, że jeśli moja żona chciałaby dochodzić swoich praw sądownie, to on ma dowody na takie rzeczy, po których ujawnieniu żona już nie znajdzie pracy w szkole (pokazuje fragmenty nagrania.) Żona została zawieszona w obowiązkach nauczyciela na pół roku, do końca grudnia. Dyrektor obniżył jej też wynagrodzenie do wysokości pensji podstawowej. Dowodami na "winę" mojej żony są notatki służbowe dyrektora. Nie załączył on żadnych specjalistycznych opinii, z których by wynikało, że jest jakiś związek między zadaniem domowym, które zadała moja żona dzieciom, a ich ewentualnymi samookaleczeniami czy chorobą psychiczną (nie ma też żadnego zaświadczenia takiej choroby)  - mówi  Gazecie Pomorskiej prof. Radosław Sioma, literaturoznawca z UMK, prywatnie mąż pani Doroty.
Co ciekawe, Komisja Dyscyplinarna przy Kuratorium Oświaty w Bydgoszczy uchyliła zawieszenie pani Doroty z powodu braku dowodów na zarzucany jej czyn oraz błędy proceduralne. Dyrektor złożył w tej sprawie zażalenie do komisji dyscyplinarnej przy Ministerstwie Edukacji i Nauki w Warszawie. Ta utrzymała zawieszenie w mocy.
Jak wskazuje mąż nauczycielki, komisja nie wykazała, że pani Dorota nie miała prawa takiej lekcji poprowadzić. Nie wykazała również, czy nauczycielka przekroczyła swoje kompetencje:
- W swoim zażaleniu na decyzję Komisji w Bydgoszczy dyrektor również nie przedstawił żadnych dowodów poza swoimi notatkami, rozpisał się natomiast na temat działalności związkowej żony, która miałaby przesłonić jej cele pracy nauczycielskiej. Pisał też, że żona zagraża zdrowiu i życiu uczniów. Zawieszenie mojej żony w obowiązkach nauczyciela jest częścią ataków dyrektora na nią, które rozpoczęły się rok temu. Po tym, jak dyrektor oskarżył ją bezpodstawnie, że podburzyła rodziców w sprawie tzw. podziałów klas. Nazwał wtedy moją żonę złym nauczycielem, złym pedagogiem i złym człowiekiem. W żaden sposób nie uzasadnił swoich zarzutów, ponadto przesłuchał uczniów, którzy nie potwierdzili jego wersji. Jakiś czas później dyrektor zaczął atakować związek zawodowy, do którego moja żona należy. Zwolnił troje nauczycieli, co wywołało protest tego związku, Rady Rodziców, a także rodziców dwóch klas (dwoje z tych nauczycieli było wychowawcami ich dzieci). Rodzice z tych klas złożyli skargę do komisji skarg, petycji i wniosków przy Urzędzie Miasta Torunia, niedawno umorzoną. To zresztą kolejna skarga rodziców na dyrektora, którą miasto umorzyło. Wszystkie działania rady rodziców, związku i mojej żony, które świadczą o różnicy zdań, przedstawiane są przez dyrektora i jego zwolenników jako szkodzenie dzieciom, szkole, atmosferze pracy. W mojej opinii nieuzasadnione pomówienia stały się formą walki z tymi, którzy mają odmienne od dyrektora zdanie, bez względu na interes szkoły i dzieci - ocenia profesor.
- Nie wiem, co się stało, bo żaden rodzic nie przyszedł do mnie porozmawiać o sprawie samookaleczeń dzieci, nawet nie wiem, o kogo chodzi, bo dyrektor odciął mnie od informacji. Bardzo mi przykro, że dwie dziewczynki miały takie problemy, jeśli je faktycznie miały, bo tego ciągle nie mogę być pewna, tak jak nie pokazano mi żadnych dowodów na to, że lekcja do nich doprowadziła. Żałuję, że dyrektor nie porozmawiał o tym ze mną i z rodzicami, nie zaproponował spotkania. A zamiast tego ukarał mnie i osądził, że jestem zagrożeniem dla dzieci - dodaje nauczycielka.
Zobacz też:

Dokarm kaczkę przez internet

Zapraszamy do zapoznania się z naszym Patronite, także jeżeli nie zamierzasz nic wpłacać. To jest nasz manifest:

https://patronite.pl/donaldpl

STRONA GŁÓWNA »
NAJLEPSZE KOMENTARZE TYGODNIA