Argentyna: deputowany podważa obowiązek szkolny, bo dzieci mogą być potrzebne do pracy

W

trwają przemiany, które zapoczątkował w grudniu nowy libertariański prezydent

. Kraj ten znajduje się w poważnym kryzysie. Inflacja w 2023 roku przekroczyła ponad 200 procent, a Argentyński Uniwersytet Katolicki szacuje, że w styczniu 57 procent mieszkańców kraju żyło poniżej granicy ubóstwa. Nowy prezydent postanowił wprowadzić zmiany, stosując tzw.

. Kolejno zamyka agencje państwowe i zwalnia pracowników zatrudnianych na państwowych posadach.

Pomysł na podniesienie kraju z kryzysu znalazł także jeden z deputowanych z partii prezydenta Argentyny Javiera Mileia -

. Wywołał on medialną burzę po tym, jak

. Co więcej, polityk zasugerował, że w niektórych rodzinach dzieci mogą być potrzebne do pracy.

- Wolnością jest również to, że gdy nie chcesz posyłać dziecka do szkoły,

- powiedział deputowany w wywiadzie radiowym.

Słowa Benegasa Lyncha zostały ostro skrytykowane przez opozycję. Deputowana Frontu Lewicy i Robotników Myriam Bregman stwierdziła, że "bardziej niż wolność, przypomina jej to niewolnictwo". Z kolei argentyński oddział UNICEF zwrócił uwagę, że propozycja deputowanego oddaliłaby dzieci od ich praw:

"Praca oddala chłopców i dziewczynki od ich prawa do uczenia się, zabawy i szczęśliwego wzrostu" - przekazała organizacja.

Rzecznik prezydenta Manuel Adorni oświadczył, że deputowany ma prawo do własnej opinii, co nie oznacza, iż rząd ją podziela. Dodał, że edukacja ma fundamentalne znaczenie dla władz. W podobnym tonie wypowiedziała się także minister ds. kapitału ludzkiego Sandra Pettovello.

Zobacz też: