Logo
  • DONALD
  • BYLI PRACOWNICY PRESS OPOWIEDZIELI O MOBBINGU I ZATRUWANIU ŻYCIA PRZEZ ICH SZEFA

Byli pracownicy Press opowiedzieli o mobbingu i zatruwaniu życia przez ich szefa

25.05.2023, 12:00
Gazeta Wyborcza
opublikowała dziś w Dużym Formacie artykuł autorstwa
Katarzyny Włodkowskiej
, w którym byli pracownicy magazynu Press mówią o mobbingu, którego doświadczali podczas swojej pracy. O przemocowe zachowania oskarżają redaktora naczelnego
Andrzeja Skworza
.
O sytuacji w magazynie Press, który wydaje zarówno branżowy dwumiesięcznik, jak i portal internetowy oraz stoi za takimi wydarzeniami jak konkurs dziennikarski Grand Press czy fotograficzny Grand Press Photo, zrobiło się głośno w grudniu. Wówczas publicystka
Agnieszka Szpila
nagrodzona w plebiscycie Grand Press odmówiła na scenie przyjęcia statuetki. Powodem jej decyzji była wcześniejsza rozmowa z Andrzejem Skworzem, przewodniczącym jury konkursu.
Szczegóły opisała na łamach Krytyki Politycznej. Wyjaśniała, że poprosiła Skworza o możliwość krótkiej wypowiedzi podczas gali, ponieważ chciała opowiedzieć o trudnej sytuacji osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, co było tematem jej nagrodzonego felietonu. Skworz miał odmówić i stwierdzić, że tym sposobem Szpila chce "spie*dolić innym wieczór".
Dziś w Dużym Formacie ukazał się natomiast artykuł zatytułowany
W redakcji Andrzeja Skworza. "Odliczam. Aż się rozryczysz i wyjdziesz"
, który powstał w oparciu o rozmowy z
40 byłymi pracownikami magazynu Press
. Oskarżają oni byłego szefa o mobbing, znęcaniu psychicznym i inne przemocowe zachowania.
- Raz zrugał mnie, bo - jego zdaniem - źle podlałem kwiaty na balkonie. Innym razem zarzucił chamstwo, bo nie spodobał mu się sposób, w jaki zapukałem do jego gabinetu. Albo powiedział przy wszystkich, że mam napisać prośbę o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, wydrukować i podpisać. (...) Za moimi plecami śmiał się, że drzwi do biura „otwieram jak paralityk". Krytykował, ale rzadko wyjaśniał, w czym problem - mówi jeden z rozmówców Katarzyny Włodkowskiej. 
- Podszedł i zapytał, ile razy dzwoniono dziś z poznańskiego biura. Odpowiedziałem, że nie wiem, nie liczyłem.
Wziął mnie do pokoju obok i zaczął tak krzyczeć, że wpadłem w odrętwienie
. Niewiele z tego potrafię odtworzyć. Tylko że jeśli nie zacznę wykonywać jego poleceń szybciej, to go popamiętam - dodaje.
- Drzwi zostawił otwarte i w kółko głośno powtarzał, jaki rzekomo wielki błąd popełniłam: "Kur*a, nie wierzę, jak mogłaś". Miał pretensje, że z klientem, na jego prośbę, przeszłam na ty. Wyjaśnienia do niego nie docierały - mówi inna pracowniczka, która opowiada, że pracę w redakcji przypłaciła
lękami i problemami ze snem
.
Jak opowiada, naczelny w rozmowie potrafił np. odliczać od 10 do momentu, kiedy się rozpłacze.
- A teraz odliczam od 1 do 10. Aż się rozryczysz i wyjdziesz. Dziesięć, dziewięć, osiem - oczka już szkliste? Siedem, sześć, pięć - jeszcze się trzymasz? Doliczę do jednego i cię tu nie będzie. Cztery, trzy, dwa, jeden - jednak się nie rozpłakałaś? - miał mówić. 
Jedna z byłych redaktorek opowiada, że z powodu zaburzeń lękowych została
skierowana na oddział szpitala psychiatrycznego
.
- Czułam się zerem i przekonywałam lekarzy, że to moja wina. Ta praca, tłumaczyłam, jedynie mi pokazała, że jestem do niczego. Dopiero po czasie zrozumiałam, że doświadczyłam przemocy psychicznej - mówi.
Byli pracownicy Press przytaczają wiele historii świadczących o tym, że byli ofiarami mobbingu. Dla części z nich praca w redakcji miała długotrwałe konsewkencje w postaci zaburzeń lękowych, depresji i stresu. Wielu musiało leczyć się farmakologicznie, a także skorzystać z pomocy psychiatrów i psychologów.
 Z relacji pracowników wynika też, że przemocowych zachowań dopuszczać się miał nie tylko Skworz, ale także
Renata Gluza
, która przez wiele lat zarządzała biurem Press w Warszawie. 
- Gdy było słychać energiczne tupanie Renaty, wiadomo było, że zaraz wpadnie do pokoju i się wydrze. Bywało, że z wyzwiskami. Wrzaski z jej gabinetu to była codzienność. Na mnie napadała regularnie, winy szukałam w sobie. Myślałam: mogłaś dopytać, lepiej sprawdzić. Uwierzyłam: nie umiem, nie potrafię, nie daję rady. Aż doszło do tego, że bałam się przekroczyć próg biura, odebrać telefon, wysłać maila - opowiada jedna z rozmówczyń Wyborczej.
Renata Gluza odmówiła komentarza autorce tekstu. Na zadane pytania odpowiedział natomiast sam Skworz. Jego odpowiedzi zostały również opublikowane na
stronie Press.pl
. Naczelny twierdzi, że nie wiedział, że z powodu warunków panujących w jego redakcji wiele osób brało leki przeciwlękowe czy miało depresję. 
"
Nic o tym nie wiem. Nikt przez 27 lat nie zgłosił problemów psychicznych ani mnie, ani naszym redaktorkom czy redaktorom.
 Bywało, że zgłaszano się z problemami fizycznymi, wtedy pomagaliśmy, załatwialiśmy specjalistów, odwiedzaliśmy w szpitalu. Zdarzało się, że ktoś nie pracował przez pół roku i więcej" - tłumaczy.
Zapewnia też, że "w jego gabinecie nikt nie płakał, a jeśli tak było to mu przykro".
"W życiu zatrudniłem pewnie ponad 500 osób, ponad sto musiałem zwolnić. To trudna praca, bo twórcza. Gdy w zakładzie produkcyjnym pracownik zrobi piękny produkt, szef może go pochwalić i prosić, by zawsze takie tworzył. A w dziennikarstwie nie możesz się powtarzać, pisać tak samo i tego samego, co wczoraj".
Na pytania dotyczące swoich komentarzy kierowanych do pracowników typu "Idź na spacer z psem i poszukaj rozumu", odpowiada: "w firmie mamy otwarte kanały komunikacji,  czasem nawet za bardzo". 
Publikację
Gazety Wyborczej
komentują na Twitterze dziennikarze innych redakcji, opisując m.in. swoje doświadczenia z Andrzejem Skworzem. 
Sprawę skomentował też Tomasz Lis, ale szybko wytknięto mu, że sam jest oskarżany o mobbing:

Dokarm kaczkę przez internet

Zapraszamy do zapoznania się z naszym Patronite, także jeżeli nie zamierzasz nic wpłacać. To jest nasz manifest:

https://patronite.pl/donaldpl

STRONA GŁÓWNA »
NAJLEPSZE KOMENTARZE TYGODNIA