Logo
  • DONALD
  • DLA ROCKETJOBS.PL ROZMAWIAMY Z DAGĄ, KTÓRA RZUCIŁA PRACĘ, BO NIE MIAŁA TAM NIC DO ROBOTY I STRASZNIE SIĘ NUDZIŁA 

Dla RocketJobs.pl rozmawiamy z Dagą, która rzuciła pracę, bo nie miała tam nic do roboty i strasznie się nudziła 

29.09.2022, 11:30
* Wywiad przygotowaliśmy we współpracy z 
RocketJobs.pl
 
- portalem z ogłoszeniami o pracę
 dla specjalistów m.in. z obszaru: marketingu, designu, sprzedaży, a także finansów czy inżynierii. Rocket Jobs podkreśla, że ma najwyższy na rynku odsetek ofert z widełkami płacowymi, dlatego jeżeli szukacie nowych zawodowych wyzwań, warto robić to z nimi.
Nasza rozmówczyni Dagmara zainteresowała nas, bo ma naprawdę niecodzienną historię i ścieżkę kariery.
donald.pl: W jakiej branży można chodzić do pracy i nie pracować?
Dagmara: Pewnie jak się ma układy, to w każdej, ja pracowałam w branży kosmicznej.
donald.pl: Jest taka w Polsce? Jak tam trafiłaś, studiowałaś coś kosmicznego?
Dagmara: Można oczywiście trafić do branży kosmicznej celowo, są takie kierunki studiów, głównie inżynierskie. Są też kierunki, na razie podyplomówki, z zarządzania przedsiębiorstwem w obszarze sektora kosmicznego czy prowadzenia projektów w sektorze kosmicznym. Ale żaden z tych przypadków nie był moim. Jestem z wykształcenia filologiem, z inżynierią nie mam nic wspólnego. A do kosmosu trafiłam przez, no cóż, zajomości. Znajomy szukał ogarniętej osoby na stanowisko asystentki/asystenta dla dyrektora jednosobowego działu, w liczącym wtedy kilkanaście osób polskim start-upie. 
donald.pl: I co się stało, że zdecydowałaś się tam pracować, a potem odeszłaś?
Dagmara: Szybko okazało się, że jestem za dobra na bycie jedynie asystentką. I że potrzebne są dodatkowe ręce do pracy, więc weszłam w potrójną rolę - asystentki, business developera i trochę project managera. Zaczęłam uczyć się autoprezentacji, rozmawiać biznesowo, ale też dogadywać się z tęgimi głowami z dziedziny, zaczynać rozumieć ich język i sposób widzenia rzeczywistości. Ostatecznie moja praca zaczęła przekładać się na zdobywane projekty, tj. dofinansowania na różne przedsięwzięcia, badania i rozwój, dofinansowanie do prowadzenia projektu i inne. Będąc business developerem/managerem zmieniałam firmy, pozostając w sektorze kosmicznym. Przechodziłam z firmy do firmy, zazwyczaj kończąc projekt i zaczynając następny.
donald.pl: To wydaje się być branża, gdzie dzieją się wyłącznie ekscytujące rzeczy. Nudziłaś się od początku czy od pewnego momentu?
Dagmara: O matko, ile razy słyszałam to pytanie: "Pracujesz w sektorze kosmicznym?! Ale to musi być super ciekawe!". I tak, z jednej strony jest nietypowo, sektor jest pełen inspirujących, ciekawych osobowości. To też dość bogata branża, więc są wyjazdy, konferencje w fajnych miejscach, zwiedzanie fabryki satelitów i inne, do których "zwykły śmiertelnik" nie ma dostępu. Z drugiej strony, to jest tylko praca, ze wszystkim mankamentami, jakie można sobie wyobrazić. Frustracja niedocenionych specjalistów, walka o dofinansowanie w małych firmach lub niemożność wyskoczenia poza korporacyjne ramy w dużych brandach. Nie będę już wspominać o aspekcie zarządzania budżetem, głównego źródła dofinansowań dla europejskiego sektora kosmicznego - Europejskiej Agencji Kosmicznej. Jak zawsze, gdy chodzi o publiczne pieniądze i gdy w grę wchodzi polityka, sprawy się komplikują. To wymagałoby osobnej rozmowy, żeby przybliżyć realia branży.
donald.pl: Frustracja, niedocenienie, kłopoty z finansowaniem i inne, to są rzeczy znane w niejednej braży. Co się stało, że ją rzuciłaś?
Dagmara: Wszystko zaczęło się, gdy trafiłam z wyluzowanego środowiska start-upowego, w którym się ciągle coś działo, do "porządnej", dużej firmy z tradycjami. Trafiłam do zespołu, w którym zatrudniono mnie nie z powodu moich umiejętności, ale po to, "żebym była, ale żebym też za dużo nie robiła". Byłam jak policjant, który wygrywa Ironmana, ale siedzi za biurkiem, czy jak marynarz w Czechach - zatrudniono mnie z powodu moich umiejętności i nie dawano mi ich używać.
donald.pl: Dlaczego?
Dagmara: Z powodu charakteru organizacji tej firmy. Nie mogę tego dokładniej wyjaśnić bez łamania tajemnicy służbowej, ale wyobraźcie sobie, że są przetargi. Mogą być wygrane, jeżeli są specjaliści gotowi do zarządzania projektem w razie wygranej. No więc ja byłam kimś takim, ale nawet jak projekty były wygrywane, to zarządzał nimi ktoś inny. Efekt był taki, że musiałam przychodzić do pracy, ale nie miałam pracy.
donald.pl: Brzmi ja coś, co można znieść. Słyszałaś o grach komputerowych, serialach albo - jak chcesz ambitnie - pouczyć się nowego języka albo czegoś takiego?
Dagmara: Tak zrobiłam. Przeglądałam internet, uczyłam się. I teraz wyobraźcie sobie tę żywą skamielinę: siedzisz i motywujesz się do pracy, rozwijasz się, ale w pracy nikogo to nie obchodzi. Nikt nie gani, nikt nie chwali. Szukanie nowej pracy po prostu stało się jeszcze jednym hobby, które realizowałam w pracy.
donald.pl: Słyszałaś wcześniej o zjawisku talent hoarding? O korporacjach, które ściągają talenty tylko po to, żeby na przykład nie trafiły do konkurencji?
Dagmara: Tak, słyszałam to określenie i wydaje mi się, że w jakiejś skali jestem jego świadkiem. Zdarzają się osoby trzymane na benchu ("ławeczka"), czekające na projekt, możliwość zaangażowania. Rekordzista podobno czekał tak 1 rok. W tak zwanym międzyczasie, co robisz? Szkolenia, pomagasz, gdzie są jakieś drobne zadania do przejęcia. Może szukasz innej pracy? Korporacje starają się unikać takich długich czasów na benchu, właśnie z tego powodu. Przecież koszt zatrudnienia nowego pracownika jest dużo większy niż potencjalne wysiłki włożone w utrzymanie pracownika, który już jest.
donald.pl: A gdzie trafiłaś po zmianie pracy?
Dagmara: No właśnie do korporacji. Ale specjalizuję się teraz w innej tematyce, zaczęłam jako junior. Powiedzmy, że szeroko pojęty consulting.
donald.pl: To pewnie mniej zarabiasz? A gdyby poprzedni pracodawaca chciał cię zatrzymać, to ile musiałby zapłacić? Czy też może nie było podwyżki, która byłaby w stanie cię zatrzymać?
Dagmara: Zarobki musiały się trzymać rynkowych ram, więc niestety nikt nie próbował mnie zatrzymać jakimiś szalonymi pieniędzmi. Ale pieniądze nie są dla mnie najważniejsze, bo od pewnego progu wystarczy, że są na odpowiednim poziomie. Ja ten próg przekroczyłam i ten 1000 zł więcej zawsze jest mile widziany, ale nie najważniejszy. Pieniądze są tym bardziej motywatorem, im bardziej komuś ich realnie brakuje. A kiedy zaczyna się ten wspomniany "dobry poziom", to zaczyna się patrzeć na inne rzeczy: czy to co robię, ma sens, czy lubię swoją pracę, ludzi, których w niej spotykam, czy mam czas na życie. I wiele innych. Oczywiście, są też tacy, którym wiecznie mało, bo nie chcą mieć "tylko dobrze", ale luksusowo.
donald.pl: A co jest ważne dla ciebie? Co brałaś pod uwagę, skąd wiedziałaś jak się "wycenić" i gdzie szukać?
Dagmara: Mam znajomych pracujących w rekrutacji i pomogli mi to wszystko nazwać i ująć w ramy. Miałam też komfortową sytuację, dużo czasu na szukanie, zapisałam się do newsletterów i brałam udział w kilku rekrutacjach. To jest bardzo czasochłonne, no ale jeszcze raz - ja ten czas miałam. Chciałam wyrwać się z tej degenerującej, odmóżdżającej matni. W procesie rekrutacji mogłam się też dotrzeć i na spokojnie ustalić, czy jest dla mnie. Nie miałam tego napięcia, że ojej, już czwarty miesiąc bez pracy i muszę to wziąć.
donald.pl: I jak ci w tym korpo? Co cię zaskoczyło, co było odróżnieniem od tej poprzedniej branży?
Dagmara: Przede wszystkim to, że jest tam cała grupa tematów i aktywności, którymi normalny świat się nie przejmuje. A w korporacji są od tego całe dedykowane zespoły. Przykład: diversity, różnorodność czy zrównoważony rozwój. Szkolenie z tolerancji, z nauki bycia... hmmm...  uprzejmym człowiekiem? Testy, czy jesteś dostatecznie otwarta na różnorodność. I sztaby ludzi, którzy nad tym pracują, tworzą content, angażują ludzi, mają swoje budżety i projekty. Słyszałam o stanowiskach, gdzie głównymi zadaniami są np. kontrole, czy toalety są dostosowane dla osób niebinarnych. I to wcale nie chodzi o to, że nie szanuję pracy tych ludzi. Zastanawiam się tylko, jak bardzo to działa na rzecz samych korporacji, ich marki, a jak mało przekłada się na faktyczne krzewienie tych wartości wśród ludzi. To są takie "wilki w owczych skórach", próba zbliżenia obrazu korporacji do wizji nowoczesnego świata, ale na bardzo powierzchownym poziomie. Osobną łazienkę łatwo pokazać, realnie zatroszczyć się o ludzi już trudniej.
donald.pl: To może tego też niedługo będziesz miała dość i pójdziesz zmieniać świat w jakiejś fundacji?
Dagmara: Mam taką potrzebę i ją realizuję, ale jako wolontariuszka w schronisku.
donald.pl: A co z rozrywką w pracy? Niektóre firmy pokazują, że mają piłkarzyki, konsolę albo inne przyjemności w pracy. Jak reaguje na to ktoś taki jak ty, z twoim doświadczeniem?
Dagmara: Piłkarzyki i Playstation to już standard, jak możliwość płatności kartą w warzywniaku. Nie zrobi to wrażenia, ale na pewno nie zaszkodzi. Dochodzą zniżki dla pracowników: na kawę w konkretnej sieciówce, na zakupy w danym sklepie z nożami szwajcarskimi, na bilety na koncert. I jeszcze eventy, spotkania, różnego rodzaju wine&dine, żeby się lepiej poznać i polubić. Średnio 2 razy w miesiącu coś się dzieje. Może nawet częściej, jeżeli jesteś w więcej niż jednym projekcie. Słyszałam kiedyś takie określenie, że praca w firmie X jest jak Erasmus, tylko że masz więcej forsy. Ja korzystam z części tych atrakcji. Po pierwsze dlatego, że mam fajny zespół, lubię tych ludzi i dobrze spędza mi się z nimi czas. A po drugie dlatego, że mogę i lubię, jestem młoda i nie muszę od razu biec do domu. To jest jakaś wartość i dla mnie i dla firmy - kiedy ludzie, z którymi pracuję, to ciekawi ludzie i możemy się pointegrować. Wtedy może dojść do czegoś takiego, że "trzymamy się" nawzajem, czyli nie chcemy odchodzić, bo mamy fajną ekipę w pracy.
donald.pl: A co z kosmosem? Interesujesz się jeszcze tą tematyką, tęsknisz?
Dagmara: Kosmos wciąż istnieje i jest niezwykle ciekawy, także polski kosmos (tak, jest coś takiego). Na razie nie planuję powrotu, mam wszystko poukładane, rozwijam się, pieniądze są ok, ludzie są ok. Jest dobrze.
donald.pl:
 
Dzięki za rozmowę i poprosimy jeszcze tradycyjnie o memy. Pokaż, co cię śmieszy i przy okazji: co oglądać, gdzie zaglądać, jeżeli ktoś chce pointeresować się kosmosem i branżą kosmiczną?
Dagmara: Jest tego sporo. Mogłabym zrobić takie zestawienie: 
1.
PSPA
- Polish Space Professionals Association. To grupa młodych ambitnych, spotykamy się, wymieniamy wiedzą, organizujemy szkolenia, shareujemy ogłoszenia o pracę w branży, a w wolnym czasie tworzymy okolicznościowe kosmiczne memy i inne.
2. Różni ludzie na LinkedIn, których warto obserwować: 
Torsten Kriening
Paweł Pacek
Josef Aschbacher
Thi Hien Nguyen
.
3. 
ZPSK
- Związek Pracodawców Sektora kosmicznego. Organizują staże w spółkach sektora, udostępniają ciekawe info o możliwościach zatrudnienia. Info nie tylko o dużych firmach, ale też start-upach i małych spółkach. 
4.
Europejska Agencja Kosmiczna
- jest w kilku miejscach w Europie, najbliżej nas to Darmstadt (Niemcy), takie europejskie Huston, czyli centrum kontroli lotów. Mają wiele
programów dla studentów i podyplomowców
. A tu
polska strona ESA
. Można ich też śledzić na
YouTube
5. 
Cosmic Hub
- fizyczna przestrzeń i nowoczesna inicjatywa dla przedsiębiorców, pasjonatów, start-upów i innowatorów. 
6. Wszystkie duże brandy space’owe mają swoje oddziały w Polsce: GMV, Airbus, Thales, Sener. Warto śledzić ich strony z job offers i zapisywać się do newsletterów.
To jest duży temat, ciężko się streścić. Dla poglądu można zerknąć na grafikę: 
Dagmara: Jeśli chodzi o memy, szału nie ma, ale ludzie ze space'u śmieszkują.


Sprawdźcie nasze poprzednie rozmowy z tego cyklu:

Dokarm kaczkę przez internet

Zapraszamy do zapoznania się z naszym Patronite, także jeżeli nie zamierzasz nic wpłacać. To jest nasz manifest:

https://patronite.pl/donaldpl

STRONA GŁÓWNA »

Źródła:

NAJLEPSZE KOMENTARZE TYGODNIA